CrossFit Mokotów – jak to się wszystko zaczęło?
Łukasz Załuski: Jak to się stało, że crossfit trafił do Polski. Ja trochę pamiętam te początki, bo znaliśmy się z jednego z warszawskich klubów fitness. Pamiętam, że w pewnym momencie, gdzieś około 2010 roku, wraz z kilkoma innymi chłopakami zacząłeś robić bardzo dziwne treningi.
Bartek Macek: Inicjatorem pomysłu, aby potrenować w trochę inny sposób był wtedy Aleksander Pawłowski, które de facto potem od samego początku pomagał mi przy otwieraniu i prowadzeniu boksa. Wcześniej Alek trenował z jakąś dziewczyną, która na chwilę przyjechała do Warszawy i ta właśnie dziewczyna zaczęła opowiadać o nowej metodzie treningowej, o jakimś tam crossficie. Chyba nawet przywiozła jeden tydzień programowania – dokładnie nie pamiętam, jak to było, ale wiem, że bardzo nam się to spodobało. Szybko uznaliśmy, że to coś dla nas i w kółko trenowaliśmy z tą rozpiską treningową. Tam było z 5 treningów i nam się wydawało, powinniśmy je robić ciągle, więc w zasadzie codziennie robiliśmy ten sam trening i powtarzaliśmy to w schemacie 5-dniowym. Potem jak już się tak wkręcaliśmy w to, zaczęliśmy sami szukać, na własną rękę jakichś tam informacji na temat crossfitu. Okazało się, że w ogóle jest strona, że całkiem prężnie to działa, że ten plan treningowy ma jakieś tam założenia. I cały czas na zajawce sobie po prostu trenowaliśmy, bo nam się siłownia znudziła. I z czasem po prostu zaczęliśmy szukać informacji, jak się rozwinąć w tym kierunku. Znaleźliśmy szkolenie crossfitowe w Wiedniu, pojechaliśmy i tym samym staliśmy się jednymi z pierwszych licencjonowanych trenerów CrossFit w Polsce.
ŁZ: Oczywiście nie było wtedy jeszcze szkoleń w Polsce.
BM: Tak i to było unikatowe przeżycie. Teraz takie szkolenia odbywają u nas w Warszawie i przyjeżdżają na nie zazwyczaj tylko Polacy. My w tym Wiedniu to byliśmy na szkoleniu, w którym uczestniczyło z 70 osób i to byli ludzie z całej Europy: Węgrowie, Rosjanie, Austriacy, Niemcy, Francuzi. To było niesamowicie ciekawe doświadczenie, również socjalne. Z niektórymi mam kontakt do dziś.
ŁZ: Szczególnie wtedy zwracaliście na siebie uwagę ruchami, które były nowe, nieznane, jak butterfly kipping. Nikt takich rzeczy na drążku wcześniej nie wyprawiał. To naprawdę robiło wrażenie.
BM: Prawda jest taka, że dopóki nie zetknęliśmy z crossfitem, trenowaliśmy dość standardowo, więc jeżeli się podciągaliśmy, to siłowo bez dodatkowego angażowania biodra. W zasadzie dopiero później zaczęliśmy próbować przekładać te ruchy w jakieś takie bardziej dynamiczne formy, ale to już zawdzięczamy crossfitowi. Muscle-ups, czyli wspieranie ciągiem na kółkach (tak to się kiedyś nazywało), miałem jeszcze na studiach na zajęciach z gimnastyki sportowej. Nie od razu byłem wirtuozem, ale miałem jakąś bazę, która pozwoliła mi szybko wrócić do tych ruchów przy okazji uprawiania crossfitu. I wtedy i teraz te treningi są ciekawe, właśnie przez to, że ciągle trzeba się czegoś uczyć.
ŁZ: Wróćmy do Warszawy, do 2011 roku. W mieście pojawia się grupka pierwszych zapaleńców crossfitowych. Niektórzy mają już na to papiery…
BM: Wtedy to miało charakter grupy znajomych trenujących razem. Robiliśmy zajęcia otwarte – poza siłownią, czasem w siłowni. Spotykaliśmy się na warszawskiej Skrze i tam na duży stadion przychodziło nawet po 60–70 osób. Potem ta wielka grupa w naturalny sposób zaczęła się dzielić na 2–3 mniejsze grupy i tak to się dalej równoległe rozwijało.
W zasadzie do roku 2012 wszystko opierało się na zabawie i zajawce. Jeszcze nikt wtedy nie myślał, by otwierać jakiś klub, czy robić na tym biznes. W połowie 2012 roku miałem okazję pojechać do Stanów i spędzić tam trochę czasu. Ten czas poświęciłem, żeby odwiedzić jak najwięcej klubów i zobaczyć, jak funkcjonują. To mnie tylko utwierdziło w przekonaniu, że warto coś takiego zrobić w Polsce. Tym bardziej, że u nas to wciąż była nowość.
ŁZ: Wkrótce powstał w Polsce pierwszy boks.
BM: We Wrocławiu powstał CrossFit Mjolnir. Już niestety nie istnieje. Otworzył Rommel i Magda Andrzejewska. Z naszej warszawskiej grupy utworzył się te 2–3 grupy i w naturalny sposób w pewnym momencie pojawiała się między nami rywalizacja – kto się otworzy pierwszy – bo wiedzieliśmy, że chcemy otworzyć klub i się trochę ścigaliśmy. Przed CrossFit Mokotów otworzył się w Warszawie R99 na Racławickiej. Już dobrze nie pamiętam, kto był w to zaangażowany. Na pewno Ania Sobiech, Bartek Lipka, chyba był Marcin Fridrich. To było pod koniec 2012 roku.
ŁZ: Kiedy zatem narodził się CrossFit Mokotów?
BM: Tak w pełni operacyjnie otworzyliśmy się 5 stycznia 2013 roku. Pamiętam, że to był weekend. Zorganizowaliśmy dni otwarte. Przyjechało mnóstwo ludzi, nie tylko z Warszawy. Byli ludzie z Łodzi, z Bydgoszczy, chyba z Wrocławia, więc wyszło takie społeczne wydarzenie, na które trafili różni crossfitowi zajawkowicze. Przez te dwa dni robiliśmy mnóstwo treningów, właściwie co godzinę i na każdym był komplet ludzi. A 7 stycznia były moje urodziny i po raz pierwszy zrobiliśmy mój autorski trening, czyli „Mejsek”.
ŁZ: Przypomnisz, na czym polega „Mejsek”?
BM: Jest to trening na czas, a do wykonania jest tzw. drabinka:
1-2-3-4-5-6-7-8-9-10 Thrusters 40/25kg
10-9-8-7-6-5-4-3-2-1 Burpees over the bar
(cap 10min)
Należy jednak pamiętać, że to jak programowaliśmy 7 stycznia 2013 roku, a to jak programujemy w 2022 roku, to są w ogóle dwa różne światy, jeśli chodzi o trening.
ŁZ: Wszystko płynie.
BM: Tak.
ŁZ: Kto był w pierwszym składzie trenerskim, podstawowym? Ty i Aleksander?
BM: Ja i Aleksander Pawłowski. I chyba tylko ja i Aleksander. I mieliśmy naprawdę strasznie dużo pracy.
ŁZ: A dużo było zajęć?
BM: Bardzo dużo, bo mieliśmy rano zajęcia – dwie poranne klasy, potem o 12:30 i wieczorem kilka klas, więc sporo było zajęć. Wiesz, wtedy też to było zupełnie coś świeżego w Warszawie, więc ludzi na zajęciach było naprawdę mnóstwo.
ŁZ: A możesz o tej pierwszej siedzibie opowiedzieć trochę? Ja ją pamiętam, ale…
BM: Z punktu widzenia crossfitowego to była super miejscówka i nawet pod wieloma względami fajniejsza niż ta, którą mamy teraz, bo przede wszystkim ogrzewana.
ŁZ: I można było biegać dookoła boksa.
BM: Tak, można było biegać dookoła boksa. To było naprawdę niezłe miejsce – duża hala. Na pewno minusem, który też ciągnie się za nami do tej pory jest to, że tam nie było światła dziennego, ale dawaliśmy radę. I hala była mniejsza, od tej którą dysponujemy w tej chwili, ale też była tak klimatyczna, bo była trochę rozdzielona tak realnie na dwie części. Jedna, gdzie mogłeś sobie robić indywidualne treningi albo po prostu jakieś mniejsze grupki, i ta większa sala, gdzie ćwiczyliśmy już stricte budowę.
ŁZ: Z czasem coraz więcej osób zaczęło się interesować crossfitem. Pamiętasz, ilu było maksymalnie członków klubu w jednym momencie?
BM: Wiesz co, w takich peakach, jeżeli chodzi o nasz boks, to mieliśmy myślę, wiesz, z 300 klubowiczów z lekkim plusem. To pewnie było jakieś 3–4 lata temu i wtedy myślę, że też największy taki szczyt zainteresowania crossfitem w Polsce. Rozmawialiśmy o tym też ostatnio z kolegami, którzy jeszcze cały czas na tym rynku się utrzymują, że w takim peaku w Warszawie było chyba 18 czy 19 afiliacji, teraz jest 6. W Polsce była prawie stówa afiliacji, teraz jest trzydzieści kilka.
ŁZ: CrossFit Mokotów pozostaje dzisiaj najstarszym nieprzerwanie działającym boksem crossfitowym w Polsce. Można być na pewno dumnym z doświadczenia.
BM: To prawda. My w tej afiliacji wytrwaliśmy i w sumie nie zamierzamy tego zmieniać.
ŁZ: Kto jeszcze przez te 10 lat współtworzył ekipę trenerską CrossFit Mokotów?
BM: Na pewno Bartek Więckowski to taka postać, o której trzeba wspomnieć, bo sportowo to był chłopak, który osiągnął najwięcej w crossficie, jeżeli chodzi o nasz boks. A przy okazji jest super gościem, tytanem pracy i na pewno świetnie się wspomina jego osiągnięcia. Kiedy Bartek zdobyła kolejne nagrody, szczyt zainteresowania crossfitem był tak duży, że na jego treningi przychodziło po 80 osób, żeby popatrzeć i pokibicować. Z dzisiejszej perspektywy to było szaleństwo. Ale takie rzeczy robiliśmy w CrossFit Mokotów.
ŁZ: Mój pierwszy trening w CF Mokotów prowadził właśnie Bartek. Pamiętał, że jednocześnie mnie przeraził i zachęcił.
BM: Bartek nie brał jeńców. Ale było też wiele więcej fantastycznych trenerów: Justyna Zielińska, Kasia Baranowska – obie wiele znaczą w crossfitowym świecie. Michał Surdej, który jest wybitnym trenerem, Karol Piechocki. W zasadzie wiesz, nie mogę powiedzieć, żebyśmy mieli kiedyś jakiś gorszy okres, jeżeli chodzi o trenerów, którzy u nas w boksie pracowali. Również przecież Dorota Piechocka, która jest z nami w sumie do tej pory, Marta Wawrzyńska, która jest w zasadzie od samego początku, Adrian Zachaczewski jest już z nami kawał czasu, Kasia Wrzosek, Piotrek Drożak, a także wielu nowych trenerów.
ŁZ: Najnowszy rozdział CrossFit Mokotów, to nowa siedziba przy Postępu 11…
BM: Stare miejsce musieliśmy opuścić z przyczyn od nas niezależnych. Od 2019 roku jesteśmy już w nowym boksie. To był dla nas ogromny przeskok. Boks przy Postępu 11A jest przede wszystkim zdecydowanie większy, jeśli chodzi o przestrzeń treningową. Jest tu też sporo więcej sprzętu do ćwiczeń i maszyn. Zmienił się jednak też sam trening. U swoich początków crossfit był mniej krytyczny, na zasadzie co trener napisał, to próbowaliśmy. Teraz to ma zdecydowanie większe podłoże w programowaniu sportowym. Pojawiła się periodyzacja, czyli choćby cykle, kiedy skupiamy się bardziej na budowie siły. Myślę, że jesteśmy dzisiaj dobrym przykładem tego, jak powinien wyglądać trening grupowy.
ŁZ: Ostatnia rzecz, crossfit to społeczność. W Crossfit Mokotów najlepszym wyrazem tej społeczności są coroczne edycje różnych zawodów, choćby Battle of Mokotów.
BM: Tak, pamiętam wszystkie edycje. [Tu warto wygrzebać i dać zwycięzców wszystkich zawodów, albo choćby pierwszych]
ŁZ: W tym roku będzie?
BM: Tak, i wiesz na pewno zrobimy, na pewno zrobimy na wiosnę coś, ale też muszę powiedzieć, że mi przez pryzmat tych wszystkich lat i tych wszystkich edycji zawodów, które robiliśmy u nas w boksie, chyba zaczęły mi się bardziej podobać zawody teamowe. Jest tam trochę więcej luzu, wydaje mi się, że tak jakby jeszcze bardziej wychodzi na wierzch to nasze „community”. Aczkolwiek myślę, że wiesz dużo osób tęskni za taką rywalizacją bezpośrednią i wyłonieniem tego tytułu, kto jest „the fittest”.